Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 093.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niezmierny ścisnął męzkie serce jego — zdało mu się, że z tą niewiastą odchodzi szczęście, które mu jéj modlitwy u Boga wyjednywały. Zbliżył się ku niéj, usta szeptały jeszcze modlitwę, lecz gdy całował raz ostatni, uczuł je jak lód zimnemi i rysy okryły się bladością śmiertelną. Z rękami na piersiach złożonemi, w których ściskała krzyż, z tą na ustach modlitwą, przy pożegnaniu męża, cicho i spokojnie królowa Emnilda skonała.
Na krzyk dziki który się wyrwał z ust króla, nadbiegł dwór cały i padł rozłzawiony u łoża widząc martwą królowę.
Sieciech natychmiast zbliżył się do pana, aby go od smutnego oderwać widoku. Wyprowadzono króla, a z drugiéj strony drzwiami wszystkiemi biegli ludzie z płaczem i jękiem do ciała. W mgnieniu oka rozeszła się po dworcu i dziedzińcach wieść straszna — królowa umarła! Emnilda nie żyje...
Była to chwila, gdy dzień się robić poczynał, ubodzy ludzie budzili się do pracy, gdy żałobny dzwon ozwał się na tumie i ks. Petrek porwał się ze snu. Zrozumiał on głos ten poranny i drgnął. W chwili już był odziany, na nogach i wybiegł ze swéj izdebki. Ludzie zawodząc i płacząc, snuli się w dziedzińcach, tłum czarny widać było koło dworca. — W powietrzu latały słowa „królowa umarła!“