Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 094.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dziwny uśmiech skrzywił mu usta i w mgnieniu oka twarz przyoblókł żałobą.
Naprzeciwko niemu biegł Harno, nie od palatium pańskiego, ale z podzamcza; przestraszony jakby i nad miarę pomięszany. Księdza zobaczywszy nie mówiąc doń nic — począł go ciągnąć nazad do jego mieszkania. Ks. Petrek mógł się łatwo domyśleć, iż coś innego mu niósł, niż wiadomość o zgonie, o którym już wszyscy wiedzieli.
— Ojcze mój — zawołał w progu. — Byłem posłany na podzamcze przez Sieciecha, (pochwycił się za głowę) ojcze mój — com słyszał, co widziałem. Z chaty Drapacza wystawiwszy głowę rozczochraną krzyczała Panicha, ta straszna baba co się do markgrafównéj włóczyła, krzyczała, że ona będzie nową królową... Oda... i że nie kto tylko ona, Panicha, wszystko to zrobiła.
Ks. Petrek rzucił się usta mu gniotąc ręką.
— Milcz przeklęty głupcze! — krzyknął — to obłąkana... sama nie wie co prawi. — Milcz! chceszli być pewien głowy na karku. Nie śmiej mówić o tém nikomu. Idź, rozkaż Drapaczowi, by zabił okno, aby jej nie wypuszczał, by nikt nie śmiał tego powtarzać.
Chociaż wolą było zmarłéj, ażeby pogrzeb jéj odbył się tak, jakby w zakonie życie skończyła, choć kazała się pogrzebać w sukni mniszéj, jako pokorna służebnica Chrystusowa, Król o tém słuchać nie chciał... Bolesław nakazał, aby oddano