Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

iż został zmuszony do fałszywego o sobie świadectwa, lecz przełożony go rozgrzeszył i rozkazów jego słuchać musiał. Od granicy do pierwszego opactwa, w którémby bezpiecznie stanąć mogli, dosyć było daleko. Kołowano więc tak, aby jak najmniéj z ludźmi się spotykać, a noce spędzać w zaroślach i miejscach pustych.
Nie był ten kraj jeszcze tak zamieszkanym ani tak ludnym, jak się stał późniéj, zawsze jednak uderzała podróżnych odmienna cale postać jego, zdala widne gródki, wieże, osady i kościoły liczne. Starano się omijać najznaczniejsze miasta.
Podróżni już się byli dostali szczęśliwie za Magdeburg i posuwali spiesznie daléj, gdzie się coraz bezpieczniejszymi być sądzili, gdy jednego wieczora znaleźli się nad sporą rzeczułką jeszcze wiosennemi wody wezbraną.
Dla podróżnych był tu przygotowany prom, stojący u drugiego właśnie brzegu. Niedaleko tego przewozu widać było na wzgórzu, oblaném wodą, znaczny zameczek z wieżą okrągłą i mnogiemi budynkami. Gościniec szedł pod samą górą.
Andruszce zdało się, mimo nadchodzącego mroku, iż na brzegu przeciwnym dojrzał kupkę jezdnych ludzi. Wskazał ją zaraz o. Romualdowi, ale ten uspokojony już, nie widział w niéj nic, coby ich zastraszać mogło. Gdy na zawołanie ruszył prom aby ich przewieźć, uderzyło i to Jaksę, iż jezdni się nań nie zabrali, a więc jakby