Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 117.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zdało mu się, iż nastręczyła się zręczność pozyskania zaufania, jeżeli ono było zachwiane.
Widząc go wchodzącego, z twarzą wesołą jak nigdy i niemal tryumfującą, opat Aron, który miał u siebie dwu ojców świeżo przybyłych z Francyi i przygotowywał ich do wielkiego posłannictwa, jakie w tym kraju spełniać mieli, zobaczywszy ks. Petrka, natychmiast ich pożegnał. Z twarzy jego widział już, że darmo nie przychodzi.
— Wasza przewielebność — odezwał się pisarz osłaniając się pokorą — rzuciłeś raz słowo, które mi serce przebiło... Mam tu nieprzyjaciół, co mnie czernią. Bóg łaskaw, że mi daje zręczność dowieść, jak szczerze służę panu mojemu... Złą wiadomość przynoszę, ale zła lepsza niż żadna, gdy o takiéj wagi rzecz idzie...
Opat zmilczał.
— Mnich wędrowny z za Magdeburga był dziś u mnie — mówił daléj ks. Petrek. — Starałem się go wybadać. Utrzymuje on, iż graf Zeno mnicha i kupkę ludzi pochwycił wysłanych jakoby z Poznania do Rzymu...
Spojrzał na opata Arona, który pobladł i drgnął widocznie.
— Zrodził się, jak on powiada, spór pomiędzy wassalem a panem o znaczny łup przy posłach pochwycony, którego ceny nie chce powiedzieć graf Zeno...