Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 130.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ujrzał swojego benedyktyna w odartéj sukni, a obok niego nędznie odzianego Andruszkę. Właśnie przygody swe opowiadać zaczęli byli zgromadzonym, gdy Aron nadszedł przyspieszając kroku. O. Romuald rzucił się do jego ręki, przystąpił do niéj i wymizerowany Andruszka, na którego twarzy więzienie daleko dobitniéj malowało się niż na licu benedyktyna.
— Bóg miłosierny! — zawołał opat — uwolniono więc was?
Mnich się odwrócił ku Andruszce i na niego wskazał, jako na zbawcę. Jemu winienem, żem wolny, rzekł.
I opowiadać zaczął, jako do lochu rzuceni zostali zrazu, jak po tém przez litość córki więziennego stróża, która młodości Jaksy się użaliła, — zawdzięczali przeniesienie do izby po nad ziemią. Z téj Andruszka siłą i zręcznością kratę żelazną wyłamawszy, nocą się spuścił w podwórze, wyjścia na wał wyszukał skrytego i mnicha za sobą wyciągnąwszy, przez bagnisty przekop otaczający zamek na plecach go przeniósł i ocalił. Nim zaświtało i ucieczkę odkryto, zbiegi już byli w lesie, i łowieckim instynktem się w nim kierując, potrafili o głodzie i chłodzie dobić się do Łaby, gdzie pomoc już jakąkolwiek za obietnicą nagrody znaleźli.
Uradował się opat ściskając brata o którego losie zwątpił, dano odpoczywać obu. Lecz naza-