Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 137.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nym... korony tylko chcę... i zemsty... zemsty... Mieszko zginie...
Ledwie zalecając mu spokój potrafił uśmierzyć ks. Petrek.
— Uczynię co przyrzekłem — odezwał się. — We dworze ściany słyszą, ludzie zdradzają... zejdziemy się tu... lub na podzamczu gdy będzie potrzeba... Teraz siadajcie na koń, łowy kończcie... ja iść muszę. Wasza miłość nie znacie mnie... ni ja was...
I skłoniwszy się ks. pisarz szybko puścił się zaroślami ku Cybinie. Bezprym stał jeszcze jak upojony, rozśmiał się do siebie sam, skoczył do konia, odebrał sokoła i popędził daléj.
Tak sobie cesarstwo umiało za życia wielkiego króla gotować już przyszłość. Bezprym miał przyobiecaną koronę, Ryksę ujmowano zręcznie i powoli, stręczono Odę, która z sobą niemców przyprowadzić miała. Podkopywano to państwo cudem wyrosłe i rozwielmożnione, ze wszech stron gotując mu upadek.
Nie był na to ślepym Bolesław, trapiły go przeczucia i mimo miłości wielkiéj dla syna Mieszka, mimo dzielności jego, wątpił w godzinach rozwagi, by wielkie dzieło utrzymać się mogło. Naówczas bolała dusza jego i szedł pociechy szukać u grobu Wojciecha w Gnieznie, jemu polecając to królestwo i ufając już tylko w opiekę niebios, gdy siły ziemskie przeciw niemu staną.