Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 145.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

rzucić się był niemal gotów na syna, ale się powstrzymał.
— Idź — rzekł — uchodź odemnie!.. jestem w gniewie... krwi własnéj mogę nie oszczędzić... Z oczów mi idź...
Nie mówiąc słowa Mieszko wyszedł, Bolesław pozostawszy sam, czasu potrzebował by ochłonąć.
Od dnia gdy Bezpryma do łaski przypuścił i codzień mu się nakazał pokazywać na dworze, dając mu poczet świetniejszy, mało z nim jednak obcował Bolesław. Widywał go zdala, zawsze z twarzą ponurą i wejrzeniem kosém, stroniącego od siebie. W gniewie na Mieszka Bezpryma przypomniał. Zawołał na komorników i kazał mu natychmiast się stawić przed sobą.
Było to tak nadzwyczajném, iż całe otoczenie króla przerażone zostało, ujrzawszy jak blady odszedł Mieszko i natychmiast po ustąpieniu jego kazano wołać zapomnianego.
Choć znaczniejszą część dnia Bezprym spędzał na łowach i włóczędze po okolicach, tego wieczora znajdował się w domu, gdy Gheza z twarzą rozjaśnioną nadbiegł dać mu znać, żeby natychmiast do króla spieszył, który nań czekał. Komornik z tém przybyły, który pode drzwiami królewskiemi podsłuchał z Mieszkiem rozmowy, szepnął staremu węgrowi, iż Mieszko naraził się ojcu i dlatego Bezpryma wzywano. Wiadomość tę na ucho udzielił mu wierny sługa i królewic