Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 149.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

króla najrozmaitsze obudzała uczucia, niepomiernie cieszyli się jedni, rozpaczali niemal drudzy.
Ryksa żona Mieszkowa chodziła blada i milcząca. Przyszłość przewidywała groźną, lecz miała siłę spojrzéć jéj w oczy. Mieszko był przygnębiony, gniewny, a nie wiedział co czynić więcéj. Ufał że ojca przebłaga, i lękał się o siebie.
Niemiecki dwór i słudzy radowali się wielce, Adelheida przyznawała sobie część zasługi i obiecywała wiele od młodéj królowéj. Ks. Petrek pisał zamknięty i cieszył się powodzeniem podziemnéj roboty swojéj. Zdało mu się teraz, że sprawa Bezpryma już napół jest wygraną. Opat chodził zasmucony. Starzy słudzy króla i rycerstwo niewesołe mieli twarze. Młodzież cieszyła się młodéj królowéj, która wesele wnieść na dwór miała. Znali ją tu śmielsi z wejrzeń i szeptów, którym była rada do zbytku, a niejeden wiele sobie po łaskach jéj obiecywał.
Wieczora tego nigdzie nie było spoczynku, szeptano, chodzono, rozmawiano, wybierali się jedni do drogi, drudzy im pomagali.
Na podworcu Bezpryma, zwykle spokojném, gdzie tylko psy i sokoły gospodarowały a odartych garstka służalców, teraz ruch był i wrzawa jak nigdy, kręcili się komornicy i urzędnicy królewscy, znoszono juki i wory, szaty i oręż. Cała wiosenna noc upłynęła bez snu, na przygotowaniach. Bezprym kazał się stawić ludziom, co mu