Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 151.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

a w przedsieni znalazł opata, który niespokojem jakimś gnany, spieszył do niego.
Zbliżył się właśnie Bezprym do ucałowania ręki ojcowskiéj.
— Gotówem, miłościwy panie — odezwał się — lecz schowany byłem od ludzi daleko, na posła sam niebardzom przydatny, gdybyście mi ks. Petrka raczyli w pomoc dodać, śmielszybym był.
Jeszcze się król nie miał czasu odezwać z odpowiedzią, gdy opat Aron wtrącił.
— Właśnie mi jak prawa ręka jest potrzebny ks. protonotaryusz... Anibym go umiał kim zastąpić. Lecz jeźli miłościwy pan innego duchownego, równie mu pomocnym być mogącego, życzysz, znajdziemy go łatwo.
Król nie miał nic przeciwko temu. Bezprym pochwycony znienacka, nie wiedział jak postąpić.
— Z nieznajomym mi trudniéj będzie — rzekł cicho.
— Każdy usłuży wedle sumienia i obowiązku i będzie na wasze rozkazy — dodał opat.
Tak zamiast tego, który mu miał być pomocą, Bezprym niespodzianie otrzymał stróża i dozorcę, w osobie benedyktyna, którego natychmiast przywołano.
Zdala stojący i wyczekujący już skutku ks. Petrek zmięszał się, gdy mu po chwili znać dał nasadzony Harno, iż zamiast niego inny duchowny towarzyszyć miał Bezprymowi.