Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

o. Gerbert odetchnął raz pierwszy swobodniéj i wprost poszedł do otwartego kościoła, powtórnie dzięki złożyć Bogu. Orszak jego umieszczono zaraz w gospodzie dla obcych przeznaczonéj, która osobno od klauzury u wrót była urządzoną. Jurga tak ciekaw był, zdumiony i przejęty, tak rad, że straszna podróż skończoną została szczęśliwie, iż spoczynku nie potrzebował. Ulice które przebywali rojące się świetnemi orszakami, wśród których piękne niewiasty, bogato poprzybierane, otoczone dworami strojnemi przesuwały się z dziwną swobodą i zalotnością spoglądając na tłumy; duchowni z pocztami zbrojnemi, sami téż nie bez oręża; panowie w jasnych szatach i świecących na piersiach pancerzach, sam lud tak odmienny od tego, do jakiego był nawykł Jurga nęciły ciekawość podróżnego.
Na zatybrzu, około klasztoru wprawdzie dosyć było cicho, a mury do koła nic widzieć nie dozwalały, lecz to, co przejazdem dostrzegli, twierdza owa okrągła basztami otoczona, wysokie grodu mury okólne najeżone wieżami, sterczące jak olbrzymich drzew pnie, marmurowe kolumny, gmachy rozległe, przesuwały się jeszcze przed oczyma zdumionego.
Pan tego grodu, ojciec całego chrześciaństwa, wydał mu się najpotężniejszém świata mocarzem. Rozdawał korony, obdarzał królestwy — słał rozkazy gdziekolwiek dolatywało ludzkie słowo. —