Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 164.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

za nim wysłańcy, którzy go u granicy niemiec wskazać mieli i dać pochwycić. O. Romuald umyślnie prawie nieostrożnym był i stawał w miejscach, gdzie mógł być postrzeżonym, nie tając się z tém, że z Polski jechał od króla w poselstwie, choć niby zamilczał, co ono miało na celu.
Na drugim noclegu niemieckim znaleźli się posłowie otoczonemi w gospodzie przez tak liczną gromadę zbrojnych, iż o oporze ani myśleć było można.
Z urąganiem i przechwałkami pochwycono ich, niby usiłujących tłumaczyć, zaprowadzono do najbliższego zameczku i gdy zaczęto przetrząsać juki, z radością nadzwyczajną znaleziono koronę. Natychmiast wysłano gońców z oznajmieniem, iż zdobycz się w ręce cesarskie dostała. Radość była niezmierna i tryumf wielki. Szukano listów papiezkich, rozparając suknie, trzęsąc wszystko napróżno, nie umiano ich znaleźć, a naglony o. Romuald przyznał, że w obawie pochwycenia zniszczone zostały w pierwszéj chwili.
Gdy się to działo na głównym gościńcu, z bacznością nadzwyczajną od klasztoru do klasztoru przemykali się o. Gerbert i Jurga. Wioząc tak drogi klejnot musieli nadzwyczajnemi otaczać się ostrożnościami. Najgorsze dni do podróży, słoty i wichry były im najpożądańsze, przekradali się nocami i rankami po niedostępnych ścieżynach i manowcach. Podróż téż trwała długo. Jurga czuwał prawie, nie kładąc się na spoczynek, chyba