Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 174.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc niegodziwem kłamstwem było, na utrapienie moje zmyśloném, że ją pochwycono! Ukarać należy winnych.
— Nie winien nikt — odezwał się opat — koronę pochwycono i korona stanie tu jutro. Dano cesarskim tę, która poświęconą nie była, na łup, aby się uspokoili — namaszczona przybywa.
Na wszystkich twarzach odmalowała się radość, król podniósł ręce do góry. — Nie ma — zawołał przejęty, czego bym nie uczynił dla tego, co tak przebiegle i rozumnie postąpić umiał!
Gwar się stał taki w izbie, a za nim poszły okrzyki tak głośne, iż po całym dworcu rozeszła się ta radość, któréj przyczyny nie wiedziano jeszcze. Zbiegali się ludzie, podpatrując i podsłuchując. Król po namyśle wprost kroki skierował ku kościołowi.
Szedł za nim Aron, szli panowie radni, ciągnął dwór, wlokła się ciżba. Kazano w dzwon uderzyć. Na grodzie mało kto wiedział, za co dziękczynne odprawiać miano modły, lecz biegli kto żył i cisnęli się do tumu.
Przed wielkim ołtarzem u grobu ojca stanął Bolesław, jakby z duchem jego dzielić się chciał radością swoją.
Aron pospieszył do zakrystyi, aby z pocztem całego katedralnego duchowieństwa wynijść zaraz przed oświetlony ołtarz i zanucić hymn dziękczynny.