Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 197.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

było trudno, czy urągał się, czy podziwiał, czy szczerym był czy obłudnym.
— Dzień uroczysty! dzień wesela i zwycięztwa... Żal tylko, że Bóg go napiętnował groźbą i przestrogą... Słyszeliście tę burzę, co nasze pieśni zagłuszyła?
Guncelin głową tylko dał znak.
— Takie zjawiska nie przychodzą nadaremnie! palec Boży! palec Boży!.. — mówił ks. Petrek wzdychając. — Żal mi naszego miłościwego pana... Patrzałem nań, gdy grom się dał słyszeć, zbladł i zadrżał... Był to głos Boży!.. tak... wszyscy uczuli, iż to było wołanie z niebios do upamiętania...
— Ale po téj grozie — odparł Guncelin półgłosem — wróciło słońce i pogoda...
— Burza była straszna... — przerwał ks. Petrek, jakby w burzę wierzył tylko.
Szli tak unikając tłumów coraz daléj, jakby przejść się chcieli tylko. Za ścianą dworu dopiero Guncelin stanął, ręką wskazał w stronę komnat królewskich i rzekł cicho.
— Kruche to wszystko budowanie!.. nie potrwa!..
Uśmiechnął się Petrek.
— Co najdłużéj do końca żywota mniemanego króla... Siedzieliście miłościwy grafie u jednego stołu z Mieszkiem i Bezprymem... musieliście wi-