Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 202.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

że się strzedz mamy, niżeli się obawiać nieznajomego... Dziś, gdy król koronę otrzymał, gdy wszystko odkryte... po cóżbyście dłużéj pozostawać mieli? Cobyście im donosili?..
W miarę jak Aron mówił, stojący Petrek bladł coraz bardziéj, drżał i o ścianę oprzeć się musiał, by nie paść.
— Potwarze to są wrogów moich!.. — zawołał — ale Bogu ofiaruję niesprawiedliwe posądzenie... On niech nas sądzi...
To mówiąc w piersi się uderzył.
Opat Aron, jak gdyby na stole szukał co dla ks. Petrka było przeznaczone, karty usuwał i przestawiał nagromadzone dary, nie słuchając odpowiedzi. Z głębi wyjął woreczek, rozwiązał go i wyjąwszy zeń zwitki, które pod drzewem Jaksowie odkopali, nic nie mówiąc na dłoni je podał protonotaryuszowi.
Oczy jego padły tylko na nie, ciężki oddech dobył się z piersi — odpowiedzi nie było. Dowód zdrady był nieodparty.
Nierychło począł pisarz bełkotać.
— W sumieniu czysty jestem... służyłem kościołowi i cesarstwu, którym wierność winienen. Jeźli kto zdrajcą, to ci, których pobożny pan łaskami obsypuje, a ci przeciw niemu się zmawiają.
Opat wzgardził odpowiedzią.
— Konie i służba gotowe dla was — rzekł — zabierzcie złoto... Choćeście chcieli nie mogliście