Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 211.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szko, niżéj dostojnicy i dwunastu panów rady... cisza wielka się stała, aż przemówił pan.
Mówił jako namaszczony władzca, iż czując się zgonu bliskim, chce aby królestwo zamięszaném nie było i aby pod jednym zostawało panem... którym Mieszko był wyznaczony. Prosił o wierność synowi a posłuszeństwo należne, zalecając mu, aby sprawiedliwie i pobożnie rządził, ubogi lud otaczał opieką, krzywd jego nie cierpiał, czujnie granic bronił, nieprzyjaciela odganiał — i co krwią swoją i ludu on zjednoczył trudem wielkim, w całości utrzymał.
Słysząc te słabnącym głosem wymawiane wyrazy, starsi niemal płakać zaczęli, a gdy król prosił ich, by stali przy synu jego, okrzyknęli jako jeden mąż, przyrzekając wierność i poszanowanie. Mieszko poklęknąwszy ucałował rękę ojcowską, a duchowni do ołtarza szli i hymn dziękczynny zanucili.
Tak się skończył dzień uroczysty, ucztą smutną niemal, bo król pod wieczór zasłabł i owładnął nim strach jakiś nagłego zgonu, a chciał w Poznaniu jak ojciec umierać i leżeć obok niego.
I gdy zebrani ucztowali, odszedł król zawczasu, Mieszka im jako pana w swojém miejscu zostawując, który posępnie i nieochoczo z gośćmi się zabawiał.
Pan był męztwa wielkiego i obyczajów gładkich, lecz serca nie miał do rycerstwa swojego,