Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Bracia zmartwychwstańcy tom 3 216.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdybym nie miał umierać — jęknął — widzenie toby mnie dobiło...
Umilkł na chwilę i uśmiech mu wszedł na usta.
— Wschodzi nowa jutrzenka!.. słyszę śpiew radosny i witanie! Ród mój powraca, pokój z nim i Boże błogosławieństwo... Spokojny umieram...
To mówiąc westchnął, ręka opadła, otworzył oczy wzywając duchownych co go otaczali i o modlitwy prosił, klękli wszyscy u łoża... Usta mu się poruszały jeszcze chwilę, potém zwolna przymknęły powieki, twarz blednąć zaczęła, otwarły wargi, uleciała dusza z oddechem ostatnim.
Krzyk przerażający, którym zamek, gród i miasto rozległo się całe, dał się słyszeć. — Król nie żył...

Z wielką wspaniałością, jaka przystała królewskim zwłokom, złożono ciało Bolesławowe obok króla na tumie w Poznaniu. Zbiegł się kraj cały na pogrzeb tego, który dwadzieścia pięć lat ciężkiego trudu poświęcił stworzeniu państwa, wprzódy duchem ujętego, niżeli ciałem jedném się stało.
Ze starych kronik, których karty zachowały podania owych czasów, wiemy, jak powszechny żal był po Bolesławie.
„Przez cały rok — pisze Gallus — nikt w Polsce biesiady nie sprawiał, nikt ze szlachty, mężczyzna ani białogłowa, strojnéj nie przywdział