Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Budnik.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

pędzić trudno, nie tak zniszczy jak budnik.
Od rana z siekierą w lesie; dla gałęzi gotów zwalić najpiękniejsze drzewo, na drwa będzie rąbał najcenniejsze sztuki, a dla swoich chudych krów, których na wiosnę nie ma czem pożywić, powali co napadnie, aby się choć młodemi wypustkami najadły.

II.

W jednej z puszcz poleskich niezupełnie jeszcze wyciętych, daleko od wsi i dworów, a nawet i dróg w kilku kierunkach bory przecinających; na wytrzebionej mokrej łące, którą gniły przepływał ruczajek, brzegi mając sitowiem i łotocią zarosłe; stała chatka budnika trochę na wyżynie, przyparta do ostępu mało co jeszcze przetrzebionego. Budnik wybiera zawsze gdzieby najwięcej zrobić mógł szkody.
Kilka ledwie dojrzanych drożynek ściągały się tutaj z różnych stron; jedne wydeptali ludzie, drugie bydło i kozy: a szersza nieco, głęboko wyrytą kołami prostego wozu, zarosłą, starą oznaczona była koleją. Dookoła szumiał las, nie wiele jeszcze i ze szczętem nigdzie nie wycięty; stare sosny z barciami na barkach, kilka dębów rozłożystych na pagórku, dołem olchy kępami rosnące i gęsta leszczyna, umajały to miejsce. Buda z bierwion sosnowych nieobrobionych, na mech zarzucona w zamki jak chaty poleskie, trochę od nich wyższa lecz bardzo podobna, wznosiła się na podniesionym brzegu łąki w cieniu brzóz i sosen. Dach jej pokrywały w części nieforemne dranice przybite kołkami, w części ponad szopą i obórką, które z nią jednę całość stano-