Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Budnik.djvu/020

Ta strona została uwierzytelniona.

się i na cienkich siana niciach wiszącą. Dym i kopeć uczyniły ją czarną, równie jak ściany. U drzwi jak w chatach stała rażka, ceber, wiadro, czerpak drewniany, łopata, kociuba tajemnicza, miotła do czyszczenia pieca na długim drągu i napleczki do noszenia wody.
Na kapturze komina i w piecu czarne garnki, na półce kilka flaszek i misek dowodziły wielkiego ubóstwa. W głębi mizerne łóżko, zaledwie zbite, narzucone brudną pościelą i staremi szczątkami sukman dziurawych, pokrywało wyglądający bokiem zielony kuty kuferek. Nad niem w ramkach czarnych obrazek Najświętszej PANNY Częstochowskiej, Pan JEZUS Boremelski, palma, żółta gromnica z wiankami dosyć już upalona, wisiały przy strzelbie i torbie. Na drugiej stronie, stare szablisko w żelaznej pochwie z rapciami skórzanemi, odosobnione, smutne, spoczywało opylone; dawno zapewne, dawno, bo i ściana pod niem była jaśniejszej barwy!
Zewsząd widna była wielka nędza, wypisując się na wszystkiem. Smutno wpadało tu światełko okienkiem od łąki, smutno syczał ogień na kominie, a każdemu usiędzeniu na ławie towarzyszyło dziwne skrzypnienie i suche jakby łamanie się drzewa. Nagie ściany kopeć tylko oczernił, a oprócz opiekunki MATKI Boskiej, starej nieużywanej szabli i strzelby, prócz prawie pustej pułeczki wiszącej w kąciku, oko przebiegając je, nie miało się na czem zatrzymać.

III.

W chwili, gdy się opowiadanie nasze zaczyna, byłato młoda jeszcze ledwie z pod śniegów wychylająca