Zwyczajnie młody, ale najpoczciwszy chłopiec. Co za serce! jaki charakter!
Najpoczciwszy ten chłopiec gral[1], pił, hulał i udając tylko jeszcze czasem przed matką resztę jakiegoś niedogasłego wstydu, dla świata wcale się z uczynkami swemi nie taił. Dobroć-sama zawsze go umiała wytłumaczyć. — Karty, mówiła do panny Tekli, to prawda że to nieszczęście prawdziwe, ale on ich nie lubi; cóż kiedy dla towarzystwa na świecie koniecznie potrzeba grać. Nieboszczyk podkomorzy także ich nie lubił, a jednak raz, pamiętam, tysiąc czerwonych złotych za wieczór przegrał. Jaśko nigdy tyle nie stracił.
Staruszka nie wiedziała, że Jaś miał już kilkadziesiąt tysięcy długu zaciągnionego na karty.
— Że tam czasem sobie pozwolą i nad miarę wina, mój Boże! jużto u nas narodowa wada staropolska. A nawet dawniej daleko, daleko straszniej pili. I zdaje mi się, moja Tekluniu, że więcej nikt nic nie zarzuci mojemu drogiemu. A! śmiejesz się? wiem co myślisz. Nieprawda, nieprawda! Może tak, żartem coś, kiedyś, ale zaręczam za niego, że to skromne i niedoświadczone jakby tylko co z pieluch.
Potrzeba było wytrawności panny Tekli, aby nie pęknąć ze śmiechu, ale ona spuszczała oczy i potakiwała.
Najżwawiej strofowała podkomorzyna ulubieńca swego za opuszczanie nabożeństwa i obowiązków religijnych; ale chłopak był dość sprytny i umiał się zawsze wytłumaczyć, składając winę niedbalstwa swego to na ludzi, to na okoliczności, to jej się zapierając. Ile razy był na polowaniu w niedzielę, panna Tekla świadczyła że go widziała w parafialnym kościółku, a podkomo-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – grał.