Maciej na pierwsze zapytanie: czy widział kto konie przyprowadził, odpowiedział że Bramko, który gdy krzyknął mu głośno że łże, poprawił, że był tam jakiś żyd nieznajomy.
Napisano więc nieznajomego tylko żyda. Bramko, że sam pierwszy doniósł, gdzie się konie ukradzione znajdowały, uprzedził, że pewnie na niego przez zemstę potwarz rzucać będą.
Potem spytany czy konie za pozwoleniem ojca zostawiono u niego, odpowiedział że nie. I znowu na lepszą drogę naprowadzony argumentem bardzo silnym, poprawił się, że żyd coś szeptał, że on nic nie słyszał, że o niczem nie wie, że może była jaka umowa.
Spytano dokąd prowadzono konie; zaklął się naprzód, że ojciec jemu kazał je do miasteczka do Pomocnika odprowadzić, ale zakrzyczany znowu, dodał natychmiast, że ojciec sam zaraz siadł je wieść, a on nie wie dokąd i po co.
W ostatku dobadywany jeszcze, czy żydzi często tam bywali, nagadał ile razy ich gdzie w lesie widział i zeznał, że u Jakóba Paciorkiewicza, budnika, często konie podejrzane widywano. Słowem, poplótł Maciej niestworzone rzeczy, prawdę i fałsze i takie półsłowa, które spisujący kancelista mógł powywracać jak chciał; czego nie omieszkał też uczynić i skierować je na najpewniejsze potępienie budników.
Bramko swoje doniesienie i zeznanie ułożył bardzo zręcznie i to zabójczem było dla starca. Nie było komu ani się za niego ująć, ani posmarować, ani chodzić i prosić. Córka, której kłamano że ojciec co chwila ma powrócić, nie wiedziała całkiem o położeniu jego i niebezpieczeństwie; bracia budnicy siedzący w lesie, nim
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Budnik.djvu/078
Ta strona została uwierzytelniona.