się wahał prostej dziewczynie objawić. Zdawało mu się, że się wszystko kupuje i za wszystko płaci.
Wreszcie gdy opór niespodziany a dumny i wzgardliwy niecierpliwić poczynał, a Julusia zastanowiwszy się nad sobą, tak uparcie zamykała się w garderobie, że z niej krokiem ruszyć się nie chciała; gdy wszelka nadzieja dla panicza upadła, a sidła zostały próżne i daleko, potrzeba było o zmianie ich pomyśleć.
Po długiej naradzie z pokojowcem ulubionym i panią Pawłową, postanowiono: że sto razy lepiej, dogodniej i bezpieczniej będzie odwieźć dziewczynę z starą ciotką do budy w lesie i tam tylko opatrzyc[1] je we wszystko, by zdaleka od oczu, w głuchej ustroni odwiedzać gdy się podoba. Postanowiono wyporządzić i rozszerzyć budę, nieszczędzić podarków, działać przez namowy Pawłowej, która się podejmowała być szatanem kusicielem, nasyłać na Julusię dziewczęta garderobowe podkomorzynej, muzykę, dworaków: słowem, nie oglądając się na nic, szybko i wszelkiemi środkami dążyć do celu! We dworze między innemi niedogodnościami, lękano się i tego, by wiecznie ślepa pani podkomorzyna nie opatrzyła co się dzieje, a dziewczyna nie wygadała się z czem przed nią dziecinnie.
Pannie Tekli, wmięszanej do haniebnego spisku, łatwo było wytłumaczyć przed starą panią, że Julusia nadzwyczaj tęskni za swoją chatą i lasami, że do nich przywykła bardzo, a dniem i nocą tajemnie płacze, nie śmiejąc mówić. Ulitowało się dobre serce staruszki, i z dodaną Pawłową i stróżem ze dworu, wyprawiono obie nazad obdarzone, zbogacone nieledwie, postarawszy się wprzód o powiększenie chaty, zaopatrzenie śpiżarni, a na miejsce chudej krowy i dzikich kóz, piękne
- ↑ Błąd w druku; powinno być – opatrzyć.