częstego w niej pobytu Jana i troskliwości jego i podkomorzynej, która o niczem nie wiedząc, przez miłosierdzie tylko, starała się opisane jej nędzne schronienie podnieść, czyniąc o ile można wygodniejszem i schludniejszem. Przez nią przysłani cieśle dobudowali tu ganeczek do drzwi, drugą izbę z boku, część ścian otynkowano, wewnątrz oporządzono, pobielono, dano podłogi, przywieziono sprzęty. Chwiejący stół i ławy usunięto do alkierza, gdyż na ich miejsce dane były wcale porządne, wzięte z oficyn stoliki i krzesła; u okien nawet czerwone okiennice i białe firanki, zawieszone przez Pawłowę, były podziwem braci budników. Pawłowa dostała także we dworze jakichś doniczek, któremi ubrała okna, starając się może temi dowodami dostatku i dobrego bytu, na przypadek powrotu Bartosza trochę go rozbroić.
Ale ona nie znała go wcale; starzec uczciwą nędzę miał za najpiękniejszy żywot w świecie, któregoby za żadną ozłoconą i przybraną misternie podłość nie mieniał. Dla niego cierpienie było czemś podnoszącem człowieka; bo je nie inaczej pojmował, jak dopustem Bożym dla dobra i poprawy ludzkiej. Nieraz dawniej, gdy Pawłowa narzekała nieustannie i kwiliła, odpowiadał jej surowo i spokojnie: — Dajcie pokój! widać tak nam sądzono!
Nie wiem, czy kto zastanowił się nad głębokiem znaczeniem tego pospolitego wyrażenia, Słowianom tylko właściwego: sądzono. Nie los więc ślepy, nie traf nierozumny, ale sąd sprawiedliwy ludziom wydziela na co kto zasłużył.
Jestto dowodem, że my nie wierzym w przeznaczenie, ale w rozumny kierunk rzeczy ludzkich; że nie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Budnik.djvu/098
Ta strona została uwierzytelniona.