Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Budnik.djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

bowiem wierzyć nie chciała, że żyje.
Ale wzruszenie wielkie wstrzęsło do reszty słabym umysłem i osłabiło ją nadzwyczajnie; zestarzała nagle i straszliwie, zgrzybiała w dni kilka. Najmniejszy szelest, śmiech, odgłos, uderzenie drzwiami, hałas w domu, przerażały ją i nabawiały milczącym strachem. Drżała przed każdą nieznajomą twarzą, a choć dotąd nie wiedziała kto do jej syna strzelił, jakiś instynkt macierzyński kazał się jej wszystkich obcych obawiać.
Jan także innym powstał z tej choroby człowiekiem; z krwią wylaną z młodej piersi, którą opłacił szały młodości i występek swój, ubiegło zeń wiele złego. Pierwszem staraniem gdy przyszedł do siebie, było uwolnić od wszelkiego prześladowania Bartosza. Z trudnością to wprawdzie przyszło, ale że Jan żył i sam się o to starał, dokazano że budnik oswobodzony został, wymagano tylko aby się z tych stron oddalił. Jan hojnie opatrzeć chciał potrzeby starca, ale ten ze wzgardą i gniewem ofiarę odepchnął. Rozsypane pieniądze po izbie zebrali świadkowie, a stary wziął tylko swoję strzelbę z kąta, i wyszedł słowa nie rzekłszy. Maciej i Burek pociągnęli za nim.
Nim liście z drzew opadły na mogiłę Julusi, znaleziono budnika skrzepłego na żółtym usypie, obok krzyżyka, który oznaczał grób córki.
Maciej i Burek siedzieli poniżej, jeden plótł łapcie, drugi kawał suchego chleba ogryzał.
We dworze spytacie jeszcze.
Wiele się tam choć powoli zmieniło. Nie ma już hucznych jak przedtem zabaw, ani szalonej młodzieży, ani rozpasanych przyjaciół. Jan podstarzał i siedzi przy matce, której dwór oprócz panny Tekli zupełnie nowy.