uprzykrzył... pod sam prawie wierzchołek ciągnęły się budowy, zielenią poprzedzielane, galerye, kolumnady i wschody, w tajemnicze zakątki wiodące.
W pośrodku zatoki, pod wzgórzem, które się wzniośléj dźwigało, między górą Gaurus a Wezuwiuszem, stara Sirene, późniejsza Parthenope, królowa Campanii wesoła, wznosiła się różnobarwnemi mury swemi.
Jak naszyjnik pereł, rozsypane brzegiem morza gmachy marmurowe, tworzyły owe miasto rozkoszne, do ktorego[1] wzdychali rzymscy patrycyusze, mieniając tu rzymską togę i powagę na grecką suknię i lekkość.
Paleopolis i Neapolis, złączone w gród jeden, zabywszy dawnych sporów, koronowały się ogrodami i palmami, i uśmiechały do siebie, słuchając śpiewu syren, na szumiących ognistych falach przypływających do brzegów. Wśród wspaniałych willi, połączonych z sobą, wśród ciasnych ulic, ostawionych kolumnami z afrykańskich marmurów, wśród ogrodków[2] ocienionych drzewy pomarańczowemi, rozłożystemi figami i morwami, poobwieszanemi winną macicą, gdzie niegdzie z białemi, do pasa w purpurę odzianemi słupami, o złocistych kapitelach misternych, wznosiły się świątynie Neptuna, Diany, Merkurego, Cerery, Dioskurów... Na najwyższym szczycie królowała miastom maleńka, pięknych kształtów greckich, Sacella, któ-