Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.

Chciało się wierzyć, poglądając na to wybrzeże rozkoszne, na kraj pełen kadzideł i pieśni, że z wieczorną falą wypłyną białe syreny z niebieskich topieli i zaśpiewają tęskną pieśń wiodącą do morza głębi.
Jakby dla podchwycenia tego śpiewu uroczystego bóstw morza, które na świecących falach w księżycową noc widywali, już tylko majtkowie, spoczywający w łodziach u brzegu — wszędzie do koła Crateru cisnęły się aż na piasek miasteczka i ville.
Miejsca tu brakło rzymskim rozpieszczeńcom, tak każdy z nich musiał tu koniecznie mieć gdzie odpocząć; łaźnie ich i domki i spelunki chłodne występowały aż w morze, niemal na falach pływając.
U stóp zielonego Wezuwiusza, strojnego w winnice, leżała, w gajach i ogrodach cała, rozkosznisia Pompeja, miasto kupców i handlarzy, wesoło używających żywota; na jéj przedmieściach Pagus Augustus Felix, wieś wyzwoleńców, ulubieńców, sług i weteranów Augusta, była przytułkiem dworu starego Cezara.
Bliżéj brzegu morskiego Hercules Porticum, kąpało się w samych wodach zatoki, z Retiną, portem swym, wspaniałym teatrem, bazyliką i świątyniami...
Daléj postępując ku Surrentum, miastu Syren, bielały mury Stabii, u stóp Lactariusowéj góry, kasztanowemi lasy pokrytéj, rozrzucone były domki