dowany Rzymianom; trzeciéj typ judejski, smętny ale czarowny, zachwycał tajemnicą i tęsknotą, patrzącą z głębi czarnéj, w łzach pływającéj źrenicy; nawet czarna ethiopka, od któréj hebanowego ciała odbijały jaskrawo koralowe naszyjniki, uśmiechała się wśród grona tego, białemi jak kość słoniowa ząbkami.
Wszystkie piękne były w swoim rodzaju, a tak dobrane i wyuczone każdego ruchu, ażeby artysta mógł podziwiać w każdéj z osobna i wszystkich razem niezmierny smak nauczyciela, co je ułożył do uśmiechu, obrotu każdego, przyklęknienia, biegu i nieruchomości, do połączenia się w grupy malownicze i rosypania[1] na skinienie; tak, by z kolei każda uwydatnić się mogła.
Ruchy ich, pomimo to, zdawały się swobodne, niewymuszone, dobrowolne i chwilami tylko zdradzało wahanie i drżenie myśl co nad niemi czuwała...
Cezar długo oczyma wodził po nich; przebiegając wszystkie z kolei uważnie, ciekawie i mierząc je wejrzeniem znawcy... potém westchnął głęboko, czoło zasępione, usta zamknięte pokryły wrażenie, jakiego doznał. Cajus téż pożądliwą ścigał je źrenicą, przyglądając się z namiętnością, która krwią oczy jego zażegła...
I Hypathos spozierał ukradkiem ku nim, ale smutnie jakoś i łzawo...
- ↑ Błąd w druku; powinno być – rozsypania.