przybyć do Rzymu, a los rodziny Sejana w ręce senatu oddaję.... Chcę spoczynku, wytchnienia, bom stary już i wycieńczony.
— Senat prosi twych rozkazów!
— Niech czyni co chce.... Na bogi wielkie! jam już starzec bezsilny, słabemuż to cieniowi człowieka rozkazywać im i uczyć co czynić mają? Wracaj do Rzymu, powiedz, żeś słyszał milczenie moje, przerwane błaganiem o spoczynek... nic więcéj...
Chwilę jeszcze stał we drzwiach Lacon, ale zachmurzone oblicze pana i spuszczone uparcie oczy, zmusiły go odejść nareszcie. Pożegnał Cezara nie odzywającego się więcéj, podniósł zasłonę i wysunął się po cichu.
O kilkadziesiąt kroków w portyku, już nań Nerwa, Priscus, Atticus, Aster i Cajus Caligula, oczekiwali, niecierpliwi posłyszeć co zaszło w stolicy. Śmierć Sejana już ich była doszła przez ludzi, którzy Lacona przywieźli, i wielką, zwłaszcza w Cajusie, rozbudziła radość; on też piérwszy zbliżył się do dowódzcy straży z twarzą wesołą i powitał go, domagając się wieści.
Wkrótce po całéj wyspie opowiadano szydersko o zgonie, wczoraj na szczycie władzy stojącego, ulubieńca, i nikt nie zapłakał po upadłym.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/123
Ta strona została uwierzytelniona.