lotną Rzymiankę, któréj nic nie broniło od uwodziciela, łatwo sobie pozyskał pozorem miłości i nadziejami wielkiemi.
Panowanie jéj nad umysłem męża i wpływ, jaki ta słaba na pozór, młodziuchna istota, wywierała na niego, co się żadnemu nie zdawał ulegać — zbliżyły do siebie Cajusa i Macrona, których ona starała się sprzyjaźnić.
Szpiegi, których tam każdy miał za sobą, chodzące jak cień, śledzące krok każdy, wnet doniosły Tyberyuszowi o tajemnych wycieczkach Caliguli; starzec miał wówczas podobno powiedzieć z uśmiechem, że węża hoduje dla rzymskiego ludu.
W istocie, przyjacielem Macrona głosił się i okazywał Cajus, w chwili kiedy go zdradzał najboleśniéj; ale w téj społeczności zobojętniałéj nic nie było świętego — jeden strach tylko mógł ją powstrzymywać od ostatecznego rozpadnienia.
Po powrocie Macrona z Rzymu, nikt nie był świadkiem rozmowy Cezara z posługaczem zemsty jego; wyszedł z niéj jednak wódz pretoryanów zniechęcony i znękany, a oko Cajusa dostrzegło w nim rodzącą się niechęć i znużenie.
Więc go zaraz objął w portyku jak przyjaciela, najczulszemi obsypując wyrazami. Zimny na nie pozostał Macron i grzeczném tylko uszanowaniem odpowiedział na poufałe przymilenie; powrócił do
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.