Ognisko domowe, związki małżeńskie, poszanowanie dzieciństwa, węzły krwi, wszystko zniszczył blady ów strach i osobiste względy. Niewiasty wszelkiego zapominały wstydu i podawały rękę niewolnikom i gladjatorom, synowie świadczyli przeciw ojcom, matki odpychały własne dzieci — cóż mówić o innych stosunkach, słabszych z natury i mniéj z siebie niezłomnych? Te potoki krwi, które się lały zewsząd, te mordy straszliwe, ten zamęt, który na niczyje serce i wiarę rachować nie dawał, przerażały i zmuszały myśléć, że ludzkość nie mogła być tak opuszczoną i na pastwę wydaną, jeśli w niéj tlała choć iskierka daru Bożego.
Helios w swych księgach znalazł piérszą[1] myśl zasadniczą, która weń wlała pociechę, wielką i pocieszającą myśl opieki Bożéj nad światem... Opatrzności rządzącéj ludźmi i istotami wszelkiemi, od maluczkiego robaczka do najpotężniejszego z mocarzy. I rzekł sobie, że Bóg tak ludzkości opuścić i rzucić jéj na pastwę zezwierzęceniu nie może.
Nie obce mu były przepowiednie, obiecujące przyjście Messyasza, syna Bożego, który miał się narodzić w godzinie naznaczonéj, gdy świat nowego objawu widomego Boga zapragnie i konającemi usty zawoła. Sama naówczas filozofija pogańska pełna była tych przepowiedni i przeczuć jakiejś wielkiéj zmiany, jakiegoś potężnego zjawiska, mającego oblicze ziemi przetworzyć, świat
- ↑ Błąd w druku; powinno być – piérwszą.