Na to były zeszły charaktery w téj niegdyś bohatérskiéj Grecyi, a przynajmniéj takiemi one okazywały się w Rzymie, wpośród wychodźców, których tu było pełno, najrozmaiciéj zarabiających na chleb powszedni.
Charicles przymilający się, układny, potakujący a razem szyderski, jedną stroną twarzy uniżał się, drugą wyśmiewał; największy zapał i uwielbienie przychodziły mu i odstępowały go na rozkazy.
Przyznać mu to jednak potrzeba, że nawet w największém uniesieniu kropla zawsze ironii jakiejś być musiała. Miał on swój naród i siebie za jedynych wybranych, Rzymian za śmiesznych barbarzyńców, ich język zaledwie godzien wyrażać pospolite życia potrzeby, resztą świata za półzwierzęcy motłoch, ale nie sądził by powagą i siłą duszy dowodzić mu było potrzeba dostojności swego rodu.
Płaszczył się i sam z siebie żartował, jakby to w obec Rzymian i barbarzyńców żadnego znaczenia mieć nie mogło, za niższe istoty ich uważając, którym czém był w istocie, nie potrzebował się okazywać.
Łysy, mały, a zręczny i zwinny, Charicles miał czarne bystre oczy, twarz ruchawą, usta trochę szerokie, a marszczki téj satyrycznéj maski z wielkiém tylko wysileniem mogły przybrać wyraz powagi.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.