Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/206

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jakimże jesteś lekarzem?
Po chwili namysłu, krwawą powiódł źrenicą i dodał:
— Cierpię okrutnie... ale nie wiem gdzie choroba moja.
— Jeden spokój duszy może boleści wszelkiéj być lekarstwem.
— Jak go otrzymać? Ciało nią włada, a ja przeciw niemu mocen nie jestem... ulecz ciało i daj mi siłę, ujmę duszę....
— Nic ci nie poradzę, panie, prócz spoczynku, snu i wstrzemięźliwości; to są najsilniejsze w świecie leki.... Innych nie przyjmuj, Cezarze....
Na tę przestrogę pobladł Tyberyusz; przywykłemu do delacyi wydały się jakąś groźbą — spójrzał...
— Charicles inaczéj mówi — dodał z uśmiechem... tyś uczciwszy od niego... idź precz!!
Żyd przypadł na kolana i odszedł powoli, a niemy niewolnik, stojący u progu zewnątrz izby, spójrzał z za zasłony i na skinienie znane sobie Cezara, pobiegł po Thrasylla.
Od dawna już nie wzywany, zdumiał się nieco gdy go powołano, ale posłuszny pośpieszył.
Caprejczyk (tak zwano Cezara ze wzgardą) siedział jeszcze zamyślony, gdy wszedł astrolog jego.
— Mów, co dzisiaj widzisz w przyszłości? — spytał go nagle — sny miałem niepokojące, zdało mi się, żem leciał na orle Jowiszowym ku Wschodowi,