Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

bak przywiązał się sercem poczciwém do swojego zbawcy i do litościwego Hypathosa. Poganin, ale nie zepsuty, bo odsunięty od społeczeństwa zgniłego, od rozpusty i strachu, Ulp jeden miał tu serce ludzkie i uczucie, które przezwyciężało bojaźń; życie dlań nie było wielkim darem, ani śmierć strachem wielkim. Nocą więc Rachel i Juda, znanemi sobie ścieżkami, z ukrycia przechodzili do groty na drugim wyspy końcu i tam w kryjówce Ulpa, oczekiwali na Heliosa i Hypathosa, którzy ich łatwiéj odwiedzić mogli, niż w niedostępném ich gnieździe.
Starzec błąkał się po wyspie swobodny i przechadzki jego po dzikich wybrzeżach nie zwracały uwagi; Hypathos zręcznie umiał oszukiwać tych, którzy go śledzili i mylić ich pogoń za sobą. Tak pomimo szpiegów Cezara, schadzki ich dotąd zostawały tajemnicą.
Tyberyusz przywiązywał się coraz bardziéj do pięknego chłopaka, ale niekiedy krwawém okiem spoglądał nań, jakby myśl jakaś dzika przelatywała mu przez głowę; czasem słowy dziwniejszemi jeszcze rozpytywał go o śmierć i życie.
Wreszcie w posłuszném, złamaném ale smutném zawsze chłopięciu, nie mogąc ku sobie wyrobić ani przywiązania, ani wesela, które na licu jego widzieć pragnął, niecierpliwił się, odpychał, niepokoił i głaskał.
— To chłopię — powiedział raz Macronowi — za-