Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.

nia na drugi, czepiające się szczelin porosty, długiemi sploty opadające z góry, i krzewy, gałęźmi rozpostartemi zdające się szukać gdzieby się oparły.
Dzikie wyłomy i najeżone szczerby sklepienia, piękniejszemi jeszcze były dla oka przy ogładzonych niżéj prostopadłych ścianach, w których poprzednicy Ulpa kształtne wyciosali wnęki. Do koła były w kamieniu kute ławy i łoża, a przed niemi gdzie niegdzie pozostawiane bryły kamienia zastępowały stoły i ołtarze. Niektórych wierzchy pracowita ręka wygładziła jak marmur kosztowny.
Przy nagich tych ścianach trocha ozdób wydawały się wspaniałością wielką; pochodziły one z różnych czasów i źródeł. Nie jedną morze wyrzuciło na brzeg pusty, inne zdobył dziad i ojciec przybrany, kupili rybacy w porcie Retiny lub wymieniali w okrętach, które stawały z towarem w Puteolach i Baii.
W zagłębieniach kamiennych groty były małe bronzowe posążki i kamienne bóstw wizerunki, niewytwornéj rzeźby, ale z dobrych naśladowane wzorów, kilka lamp pięknych kształtów, kandelabr stary, trójnóg ofiarny i greckie naczynia z malowaniami dawnemi, pootłukane i drobne...
Podłoga chłodna téj groty okryta była matą, z roślin morskich uplecioną, łoża powyściełane takiemiż węzgłowiami, które szczątki opon i farbowanych żaglów przyodziewały ubogo.