Ale największą zwracał uwagę ołtarz bóstw domowych, geniuszów miejsca tego, ustawiony w głębi i widocznie bieglejszego robotnika wykonany ręką.
Sięgał on dawnych czasów, a Ulp miał to od ojca, że chroniący się na wyspie Grek jakiś wyciosał go dla dziada, płacąc za gościnę swą pracą. On to wyrobił niszę, jakby frontonem świątyńki pokrytą, wspartą na cztérech słupkach, całą wysadzaną morskiemi muszlami, kawałkami marmurów i kamieni, a zrobioną tak misternie, żeby się jéj żadna willa patrycyuszowska nie powstydziła. W téj stał na podstawie posążek gliniany morskiego bóstwa, a przed niém ołtarzyk mały, na którym splecione widać było dwa węże. U stóp jego maleńki wodotrysk bił po cichu, podsycany wodą z cysterny w skałach ukrytéj, od któréj czysty i chłodny strumień wiodły gliniane rury, przeprowadzone w kameniu[1]. Maleńka sadzawka, nakształt inpluvium, pełna była złocistych rybek, igrających w pośród kamyków i roślin wodnych... Największą jednak ozdobą téj części groty były gałęzie koralów, któremi sam Ulp misternie przyodział wgłębione Bóstwa schronienie; z nich on uplatał wieńce opiekunowi jaskini, a największemi złomami opasał postawę posągu, jakby z krwawego krzaku wyrastającą do góry.
Gra promieni światła, przeciskających się przez szczeliny sklepienia i oświecających części groty,
- ↑ Błąd w druku; powinno być – kamieniu.