Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/256

Ta strona została uwierzytelniona.

co w niéj uczestniczyć mają..... Nawet Macron pozostał przy Naewii... czemu nie rad Cajus podobno.
I uśmiechnął się chłopak zwracając ku Judzie, a Rachel poruszona weselem ofiary, co nie widziała zbliżającéj się śmierci, schwyciła go za rękę mimowolnie i wlepiła weń oczy łez jeszcze pełne.
— Wszak już do nich nie wrócisz? zawołała żywo... — jutro uciekamy ztąd wszyscy....
— Cicho niewiasto! — zgromił ją Helios po raz drugi — czekaj coć powiemy i słuchaj co każą. Na co ci mieszać się do spraw męzkich? zwiń szaty swe, stul usta i czekaj!
— Cóż to mówicie? — zapytał Hypathos zdziwiony i niespokojny.
— Że jutro ucieczka ztąd postanowiona — rzekł Helios. — Ja nie mam się czego śpieszyć, nie mogę uciekać, wy musicie. Ulp swą łodzią przewieźć was obiecuje, podzielę z wami co mam, a Bóg nie opuści biédnych.
Hypathos, któremu zawsze brakło męztwa, strwożył się i pobladł słysząc te słowa, zwiastujące mu nadchodzące niebezpieczeństwo, które mniemał dalekiém jeszcze.
— Tak prędko? — spytał cicho — jutro, ale będzież to ocalenie czy zguba?
— Bóg jeden wie! — przerwał starzec — potrzeba umieć umrzeć, kto chce żyć umieć. Juda i Ra-