Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

spuścili oczy ku ziemi. Dzień świtał, morze się ruszało i odpływać nie było już można. Rachel, zgromiona przez starca za krzyk, który wydała, poszła w najciemniejszym kątku jaskini ukryć bezsilne łzy swoje.... Juda osłupiał, Helios modlił się przejęty... Ulp poglądał na nich... litośnie czy obojętnie? z poczwarnéj twarzy jego nie można było wyczytać.
— Gdybyście chcieli widzieć, jak Hypathos pięknie będzie wyglądał na czele młodzieńców u ołtarza Mithry... jabym to mógł wam pokazać... i cały ten obrzęd tajemniczy, którego żadne obce nie oglądało oko... — rzekł po chwili rybak.
— Jakim sposobem? — żywo spytał Juda — myśląc tylko by brata ocalić....
— Z moich pałaców — dodał Ulp uśmiechając się tajemniczo — jest przejście skryte aż do pieczary Mithry... idzie ono głębiami góry, wnętrznościami skał, i nie wiem po co kończy się, znać w dawnych wiekach wyrobionym otworem w ścianie, przez który, z za posągu bóstwa, obejrzycie całą uroczystość lepiéj może niż ci, których na nią Cezar zaprosi... Ale tam spójrzenie życiem przypłacić można!
Pomimo obawy i wstrętu, jaki wzbudzało w nich tajemne przekradanie się na to widowisko pogańskie, Helios nic nie mówiąc ruszył się piérwszy za Ulpem po skałach, rozdołach i pieczarach, a za nim Juda poprowadził drżącą Rachelę. Przeszli tak