Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/270

Ta strona została uwierzytelniona.

piły mu powieki długiemi rzęsy ciemnemi, spoczywające na policzkach alabastrowéj białości.
Obnażona pierś skalaną była bryzgami krwi skrzepłéj i czarnéj, na skroni, zbroczony nią także, wiądł wczoraj zielony wieniec werbeny; białe ręce, wysiłkiem walki żywota ściśnięte, jeszcze wyrażały przedśmiertny bój i rozpacz....
Rachel, przypadłszy przed nim na kolana, zaryczała boleścią niezmierną.... Kołem po za nią skupiła się zbiegająca zewsząd rzesza niewolników, szepcząc i dziwując się zjawisku.
Wtém szmer dał się słyszeć na ścieżce — Cezar szedł zapalać stos pogrzebowy....
Helios, który przez szparę przyszedł spójrzeć na trup dziecka, postrzegłszy zarazem blade ciało jego i bladą jak zwłoki Rachelę i wchodzącego Tyberyusza, za którym szedł orszak wyzwoleńców i dworu, zasłonił oczy z rozpaczy....
Kobiéta sama wpadła w ręce kata.
Cezar zatrzymał się, stał zdziwiony chwilę długą, a gdy Rachel twarz ku niemu zwróciła, wykrzyknął wielkim głosem imie Agrippiny.
Rachel porwała się, instynktem poczuwszy zabójcę.
— Kto jesteś? — zapytał Cezar.
— Kobiéta, któréj zamordowałeś brata! człowiecze krwi nie syty! — krzyknęła uniesiona — kobiéta,