cych się purpurą i fioletem, strojnych na pokaz i podziwienie tłumu.
Tam niesiony w krześle posuwał się starzec zwiędły, udający jeszcze młodego zalotnika, z malowaną twarzą i łysiną okrytą wieńcami, zwracając oczy zapiekłe ku pięknéj Greczynce, leżącéj na wozie białemi końmi ciągnionym... Na posługi jego spieszył cały tłum różnego rodzaju niewolników, wyrostków i starców, uczonych i niemych, narzędzi fantazyi i kaprysu. Jeden z nich niósł mu w głowie całego Homera, aby wiersz w potrzebie podszepnąć, drugi zań mógł fiłozofować[1], inny śpiewał... innego włos tylko miękki i wonny służył panu po uczcie do otarcia stłuszczonych palców.
Za piękną Greczynką, która jechała znużona do kąpieli, gryząc w ustach zwiędły kwiatek, biegli konno na desultorskich rumakach, młodzi synowie rycerzy, upojeni wonią, winem i śpiewami, śpiesząc do Ganeów pompejańskich, na miłosne schadzki z ulubienicami... Daléj bogaci wyzwoleńcy wczoraj jeszcze puszczeni na swobodę, zbytkiem kupionym najostatniejszém zaprzedaniem człowieczeństwa urągali Senatorom zubożałym i na łasce lichwiarzy goniącym ostatkiem... Koło nich także wił się ów tłum niewolników, z którego sami wyszli niedawno.
Sławny autor... choć Sannio tylko (błazen) jechał z Neapolis do Baii, a za wozem jego, na któ-
- ↑ Błąd w druku; powinno być – filozofować.