Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/286

Ta strona została uwierzytelniona.

rym jak zwyciężca się rozpierał, ciągnął się długi orszak gawiedzi, przyjaciół, czcicieli, próżniaków i ciekawych... Przywdział też na ten pochód tryumfalny suknię pstrą, całą w meandry i palmy szytą, i wieńca sobie nie żałował, a młody chłopak, którego obejmował za szyję, dopuściwszy do czci podróżowania z sobą, choć syn rycerza, miał się za szczęśliwego, że dlań i na niego oczy zwracano. Pieścił go Sannio, a dzieciak aż się rumienił z radości.
Lecz któż opisze niezliczoną rozmaitość nastręczających się tu obrazów: wszystko szalało wrzało, kipiało, — a wśród zgiełku z uciętą nogą starzec żebrak wołał politowania napróżno. Juda zbliżył się do niego, chcąc o drogę do miasta rozpytać, nieznał bowiem Neapolis, a miał od Heliosa polecające słowo do bogatego Izraelity... i zaczął od dania maleńkiéj jałmużny.
Ubogi przypatrzył mu się uważnie, ale nie kwapił z odpowiedzią; patrzał na bogatszych, ku nim zwracając swe krzyki, błagające litości.
— Biedaku, — rzekł Juda, próżno ci gardło zasycha! czyż nie wiesz, że tacy jak oni, co nigdy niedoznali sami nędzy, użalić się jéj niepotrafią?
— Myślisz może, żem kapłan Cybeli, i sam dla siebie jałmużny proszę, — rzekł po chwili kaleka, uśmiechając się gorzko — przykazano mi żebrać gdym