nogę postradał, podyktowano słowa; służę i pełnię co mi zlecono.
— Jakto? — zapytał Juda — któż ty jesteś człowiecze?
— Szczęściem nikogo nie widać, mam czas ci odpowiedziéć — odparł żebrak po cichu. — Jeden z tutejszych mieszczan, bogaty Formion, znalazł mnie niemowlęciem wyrzuconego na drodze między Retiną a Pompejanum... Wielki to handlarz, Meherele, pan nasz... i wie co z człowieka zrobić można... Wziął mnie i wychować kazał; robiłem mu w polu, byłem dyspensatorem... potém wóz mi nogę przełamał... a Formion i tak użytek zrobić potrafił z kaleki... Żebrzę dla niego na gościńcu, a co uzbieram odnoszę mu wiernie, bom niewolnik... I nie mnie ma jednego, jest nas takich dziesięciu...
O! Farmion[1] dorobi się majątku! pożycza grosz na ziemię, na domy, trzyma lupanar w Retynie i tabernę nad morzem; ma się dobrze a żyje ubogo... I nie darowałby gdyby się dowiedział, że gębie folgujemy... a odpoczywamy sobie...
I począł znów krzyczéć ubogi, wzywając na imie Bogów przechodniów, aby się nad jego nędzą ulitowali.
Juda wzdrygnął się na ten widok nieszczęśliwego najemnika, który z cynicznym uśmiechem wskazał mu drogę, i sparty o mur znów rękę zeschłą wyciągnął.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Formion.