Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

Szedł daléj zadumany, a choć suknie miał niepozorne, gdy się zbliżył do miasta, jęli go jedni chwytać ukazując gospody i stręcząc spoczynek wygodny, drudzy rozpytywać czyliby służby nie życzył i nająć się nie chciał widząc ramiona barczyste i szaty odarte.
Wyrwał się im jak mógł, unikając bicza niewolników i rózeg liktorów, poprzedzających urzędników, i wozów niewiast, przejeżdżających się w wielkim pędzie po ulicach, dla pokazania swych wdzięków, i kłótni gminu, który wychodził z Ganeów pijany, gotów do walki.
Nikt mu nie powiedział drogi, aż przypadkiem natrafił na Izraelitę, który go z mowy i twarzy poznał za brata. Spójrzeli na się, przemówili słowy tajemniczemi, a choć bogatszy, co widać było po stroju i na wpół poganin, Hebrejczyk podjął się Judzie pokazać dom, którego szukał.
Na górze, nad miastem, stał zamknięty murem wśród sadu, dom Hananiasa, do którego Helios dał mu pismo polecające.
Nawet na ludzi obcych, obyczaju różnego i życia, rozwiązły Neapolis ówczesny wywierał wpływ wielki choć powolny — mimowolnie tracili oni charakter, który ich wyróżniał, ścierały się ostrzejsze jego rysy, zastosowywali do ogółu, uginali i łamali pod nieustannym przykładu ciężarem. Hananias był bogaty, a ze złotem do domu jego we-