Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom I.djvu/292

Ta strona została uwierzytelniona.

jął badać i rozpytywać, nim mu tu zostać dozwolił. Potrzeba było przejść przez rózgi wejrzeń, pytań i domysłów niewolników, aby u drzwi pozostać.
Nie długo jednak czekał tu przybyły, gdyż w chwilę potém hałas dał się słyszeć u drzwi głównych i Hananias wszedł w towarzystwie kilku osób, głośną prowadzących rozmową, do głębi domu.
Wiodły ich za nim sprawy różne: byli to wyzwoleńcy podrujnowani, na domy swe i ziemie potrzebujący odeń pieniędzy; stary mąż konsularny, któremu na ostatnią ucztę niedostawało grosza, zużyty i blady; niewiasta jakaś płacząca z klejnotami w ręku i smutnych kilka postaci klientów, błagających zasiłku lub litości.
Żyd w pośród tych natrętów proszący go łzami, słowy i wymównemi ruchy stał chłodny i nieporuszony. Był to mężczyzna nie młody już, siwiejącego włosa, ale twarzy pięknéj i rumianéj, bo żadném nie wyniszczonéj uczuciem silniejszém; strój nie różnił go od innych Rzymian, tylko biała czapka na głowie w kształcie zawoju, jaką naówczas nosili żydzi w Rzymie, odznaczała jego pochodzenie.
U wnijścia kategoryczną odpowiedzią pożegnał żebrzących, którzy od Augustale i portyków, aż tu za nim gonili.
— Cajus Sextus, — odezwał się starzec... — grosz jest ciężki, dać go nie mogę, bo nie mam,