Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/012

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie wybiegały przeciwko niemu, witając w nim ukochane dziecię nadziei, najpieszczotliwszemi zowiąc go imiony. Caligula zdawał im się mieć wszystkie cnoty, których brakło Tyberyuszowi, a piérwsze jego kroki tak były zręcznie obliczone, aby cień swobód dawnych i gorliwą troskę o dobro ludu naprzód oczom ukazać. — Chciał się wzmocnić nim miał dać poznać.
W nocy wniesiono do Rzymu trup starca; nazajutrz rano Cajus, płacząc, powiedział mowę, w któréj skąpemi, ostróżnemi pochwałami uczcił zmarłego ojca i dziada, szerzéj się rozwodząc nad cnotami Augusta i Germanika, skromnie coś dodawszy o sobie. — W Kuryi Senatu wyrzeczona mowa ta pełna była pokory i nieśmiałości, — ale nim ją dokończył, tłum, sam ku temu skłonny i przez pretoryanów Macrona poduszczony, wpadł nagle, wielkiemi krzyki obwołując go imperatorem.
Rzecz była przygotowana.
Dano mu natychmiast wszystkie tytuły Augusta, których Tyberyusz przyjmować nie chciał, — aż do ojca ojczyzny — Cajus ich skromnie odmówił. Łzy ciągle miał na oczach, a stawił się im z taką pokorą, że Senat omamiony, sądził iż łatwo nim owładnie.
Czuł Cajus, że w społeczeństwie, w którém jedne i to już potargane związki krwi jeszcze jakiś ostatni węzeł szanowany stanowiły — długie lata