posłuszeństwa pętały, weszli do ergastulum, spoglądając z góry na barbarzyńców gnijących w barłogu.
Part, Germańczyk, Gothon i Iberyjczyk zdali się im zarówno pół bydlętami i niewielkiego użytku... ledwieby z nich który, rzekli, pod biczem mógł młyn obracać.
Młodszy i silniejszy a nie kaleka Gothon, którego język był niezrozumiały i który języka Rzymian nie zdawał się pojmować, jeden, jak powiadali, mógł się na coś wyrobić — ale go jadła tęsknota jakaś nieuleczona, niema, pragnąca śmierci, a tak rozpaczliwa, że biciem i razami nielitościwemi ledwie go do wzięcia pokarmu zmuszano...
Stary Tyro był tego zdania, że kaleków żywić nawet szkoda było; a że kulawy Iberyjczyk ze strzaskaną nogą pracować nie mógł chyba w miejscu, Germańczyk zaś miał rękę uciętą i obu sprzedać prawie niepodobna było nawet za najlichszą cenę — otwarcie się odzywał z radą aby ich umorzyć głodem lub zabić... by darmo nie jedli chleba; Gothona zaś sroższém obejściem i męką zmusić do pracy i życia.
Juda sądził inaczéj — sam obcy i znękany, choć jeszcze nie kosztował niewoli, napatrzył się jéj wiele, litość miała przystęp do jego serca, sądził, że łagodniejszemi środkami potrafi coś wymódz na téj dzikiéj garstce nędzarzy.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/020
Ta strona została uwierzytelniona.