Początek ów świetny i pogodny mignął tylko przelotem; zdawał się nawet znamionować surowego praw postrzegacza i skromnych żądz człowieka; ale Caprejski uczeń Tyberyusza wyszedł prędko na jaw z pod ciemnéj togi Germanikowego dziecięcia.
Zaczęło się to od nocnych uczt i biesiad w Palatyńskich gmachach, na willach u Campanii brzegów, w których starano się Tyberyuszowe zgasić uczty i przejść przepychem i zbytkiem wszystko o czémkolwiek dotąd słyszano.
Na pałace, łaźnie, łoża, na szaty bogate, na podarki woźnicom, których igrzyska namiętnie lubił Cajus, na kobiéty i histrionów, poszły skarby skąpego dziada i piérwszy ten wybuch szału o mało Caliguli życia nie kosztował.
Zachorzał ciężko Cezar, a lud płakał i rozpaczał, otaczając pałace niespokojny, i uzdrowienie jego powszechném powitano weselem — ale uzdrowiony jakby nowym powstał człowiekiem.
Piérwszą czynnością jego było usunięcie brata i syna przybranego, C. Tyberyusza, któremu za winę jedyną poczytano, że się antidotem przeciwko truciźnie obwarował.
— Więc się czuł winnym i godnym śmierci! — rzekł Cajus.
Diecię[1] to prawie było jeszcze, zabić się nawet
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Dziecię.