Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.



XXVII.

Właśnie w chwili, gdy od Puteolów do Baii całe owo prześliczne, ciche wybrzeże, tysiącem ogni wśród okrzyków tłumu zapłonęło, a z morza ozwały się dźwięki muzyki na łodziach, poprzedzającéj Cezara, — ubogi statek kupiecki, z ciemnym żaglem i niepozornemi czarnemi ściany, przybijał powoli od Wschodu i szukał w przystani miejsca, gdzieby mógł zatrzymać się i towar swój wyładować.
U brzegu ku któremu zmierzał, stały tłumy milczące, ciekawe, i gdy nawa przybijała, z ciekawością spójrzeli wszyscy na ogorzałe twarze majtków z pod innego nieba, przynoszących z dalekich krajów, dań panu swemu Rzymowi.
Na pokładzie, wśród ładunku, oświecone blaskiem jakby łuny pożarnéj płonącéj okolicy, stały dwie poważne postacie, które na siebie oczy wszystkich patrzących zwracały.
Byli to ludzie lat już podeszlejszych, acz jeszcze