Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

nie starzy, w ciemnych sukniach podróżnych, kroju używanego na wschodzie, przypatrujący się z podziwieniem widowisku niezwykłemu i tłumom jakby na ich przyjęcie przybiegłym i brzegom jakby dla nich oświeconym, i uczcie jakby dla nich przygotowanéj. Dziwnie też na ten dzień i godzinę uroczystą trafili z dalekich stron przybysze...
Traf chciał, a raczéj wyższe zrządzenie, by deska, która od brzegu do statku dla wysiadających rzuconą została, przywiodła ich właśnie w to miejsce tłumu, gdzie stali, znany nam Juda, Asprenus właściciel domu w Neapolis, na górze nad miastem położonego i przybyły tu Helios, wybierający się do ojczyzny, który tylko na statek czekał, by znim na wschód odpłynąć. Dwaj Izraelici szli razem, Asprenus się do nich przyłączył.
Wszyscy trzéj milczeli poglądając w koło, a na smutnych ich twarzach malowało się raczéj zdziwienie i upokorzenie, niż radość, która resztę tłumu rozpasywała w śmiechach i skokach.
Od portu, po nad masztami okrętów i głowami ludu, widać było oświeconą czerwonemi blaski, wznoszącą się na granitowych i porfyrowych kolumnach starą świątynię Serapisa, na któréj murach i wschodach czepiał się i cisnął tłum mnogi.
Dwaj przybyli podróżni nie długo potrzebowali wybierać się z okrętu; wzięli pod płaszcze jeno po węzełku małym i zeszli żegnając dowódzcę stat-