Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

Juda — ale własnego dachu nie mam, służę, a któż wie — dodał obracając się do Heliosa — czy Hananias widziałby dobrém okiem, gdybym do jego domu przychodniów wprowadzał?
— Niech wam Bóg dobre chęci nagrodzi — odezwał się podróżny — wszystko to jedno, gdzie głowa spocznie, byle spoczęła spokojna.
— Ale dla nas to nie jedno, cośmy głodni wieści o ziemi naszéj! — westchnął Juda.
— Wamby rychléj tu spocząć należało, niż aż do Neapolis wlec się gospody szukać — odezwał się Helios — ja tu mam zapłacony kąt w gospodzie, gdziebyście nogi obmyć i trochę wczasu użyć mogli.
Tém uprzejmém zaproszeniem rozczulony piérwszy z przybyłych, wzniósł oczy ku niebu i ozwał się do otaczających:
— Wiedźcie mnie jako się wam podoba; spocznę gdziekolwiek, droga nas nie znużyła i gotowiśmy do pracy.
— Więc najlepiéj od razu drogą nad morzem powoli ku miastu — zawołał Asprenus — a jest i wóz mój niedaleko, który od strony Pausilippu z niewolnikiem czeka; ten wam, gdy trzeba, wygodzi.
— Jeźli wy pieszo i my także — rzekli podróżni — dawnośmy po ziemi nie stąpali; pójdziemy chętnie, przypatrując się krajowi nowemu.
Tak z nieznanych sobie osób złożone grono, wśród okrzyków rozlegających się na cześć Ceza-