Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

ale z niemniejszą żądzą oświecenia się i uwagą natężoną, słowa podróżnego przyjmował Asprenus, i zdało się jakoby coraz jaśniéj stawało się w jego umyśle; chociaż ten, który nowy zakon wykładał, nie miał ani uczonéj mowy, ani się błyskotliwemi posługiwał wyrazy, ani się na figury retoryczne i sofizmata nie silił. Słowo jego było proste, ale przejęte i namaszczone, a miało urok jakiś niepojęty, którego tajemnicy ci co mu ulegali, zbadać nie mogli.
I dziwili się jako zwyciężonymi zostali, oręża nie widząc.
Była to dla Grecyi owéj i Rzymu, dla pogan rozpieszczonych i zwiędłych, nauka tak przeciwna ich nauczaniu i prawdzie przyjętéj od wieków, jak niebo dalekie od ziemi. W podaniach narodów żyło zamglone jéj przeczucie, ale objawienia nie było jeszcze; zjawiło się one teraz dopiéro nagle, tak jasne i wielkie a silne i nieprzemożone, że serca nie zepsute do głębi, w których promyk czysty pozostał nie zgaszony, drżały na dźwięk nowéj nauki, przejęte nieopisaną radością z dobréj nowiny.
Widzieliśmy na jaką rolę padało to ziarno złote; na Grecyę i Rzym, śpiące wśród śpiewów lubieżnych, na łożach rozpusty różami usypanych — na świat, który mądrostkami i igraszkami słów bawił się, myśl z nich wyssawszy, jak dziecię zabitym ptaszkiem, — świat pełen pisarzy retorów, filozo-