Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Capreä i Roma Tom II.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

lasach, o progu, na którym śpiewając, dziecięctwo i młodość przebyłem.
A! tam szumią bory nad starego ojca mogiłą... a syn nad nią nie płacze....
— Słuchaj jeno — przerwał mu Galilejczyk — i ja przecie jestem wygnańcem, ale dobrowolnym, i jam się tu nie rodził, i ja dzieciństwa lata nad dalekiém przebiegałem jeziorem, którego skały, wody i krzewy jeszcze mi się w sercu odbijają... piérwszy raz nogi moje depczą tę ziemię.... Za morzami, w skalistéj krainie kołysała mnie matka moja... od kości jéj sam się wygnałem.
— O! to nie masz serca i niceś nie kochał! — wybuchnął Swew. — Tam u nas zimno i posępnie i dziko, i domy nasze z drzewa a gliny, w nich jako zwierz dziki mieścim się, jamy grzebiąc po puszczach; nie mamy szat, nie znamy zbytku, ale nędza nasza nam droga!... O! wróć mnie nędzy naszéj rodzonéj!
— Uspokój się a słuchaj — zawołał obcy — słyszysz mowę swą w ustach moich, niechże cię ona pocieszy i upewni, że cierpieć przestaniesz; ale bądź mężny i ożyj!
— Męztwo poszło ze łzami... ja chcę umrzeć i choć duchem polecieć nad białe morze moje, do chaty ojca i matki, na grób dziadowski. E! namówili mnie na wojnę w lasy Germańskie, z łukiem i pałką krzemieniem nabijaną — a płakała matka....